14.01 godz. 22:00
czuję kolejne skurcze. Za bardzo się nimi nie przejmowałam, bo przecież już takie miewałam. Położyłam się do łóżka i włączyłam telewizję. Dziś noc samotna, Adam na zleceniu 50 km od domu. Ból nasilał się, chciałam jak najszybciej zasnąć i najzwyczajniej w świecie to przespać. Niestety godzi 00:00 budzę się, prawdopodobnie z bólu. W głowie myśl " TO JUŻ DZIŚ".
15.01.
Zaczynam liczyć czas między skurczami... 10 min, długość ? od 30 sek. do minuty.
Męczę się tak do ok. 4 nad ranem. Wołam mamę, ta w panice dzwoni na pogotowie, przyjeżdzają po pół godziny. Nie chcę jechać do tamtego szpitala, tam jest źle. Nie chcę tam urodzić ! Zostaję w domu, dzwonię po Adama. Przyjeżdza najszybciej jak tylko może. Jedziemy do szpitala. W czasie drogi liczę skurcze... co 7 min po minucie.
7:30
jesteśmy w szpitalu. Badania, ktg, badania, w końcu zaprowadzają mnie na salę porodową. Nie wiadomo tylko czy będzie cesarka, bo podobno mieszczę się jeszcze w normie. Jeden lekarz mówi żeby ciąć, drugi że nie.
10:00
Adam wraca do domu po moim rozkazie. Nie chcę zeby patrzył na to wszystko co bedzie się działo. Ostateczna decyzja: RODZĘ NATURALNIE
12:30
Rozmawiam przez tel. z mamą i nagle pyk. wody odchodzą. Jak pęknięcie balonika.
Już nie patrzę co ile mam skurcze. Ból niesamowity. Po ponad 3 godzinach męk i okropnych wrzasków z mojej strony zaczynamy parcie. W życiu nie czułam takiego bólu. Miałam wrażenie że po prostu wszystko mi się tam rozrywa. Udało mi sie tylko powiedzieć że bardzo boli mnie w okolicach cewki moczowej i strasznie rwie. Położna mówi, 'bo jest już pół główki na zewnątrz, dotknij.' I rzeczywiście była tam, mięciutka okrągła. Wzięłam się w garść jedno parcie, drugie i jest !
16:25
W końcu się udało. Pokazują mi ją. Całą czerwoną, plującą trochę wodami, kładą od razu na brzuszek. Radość nie do opisania. Zabrali ją. Doprowadzili mnie do ładu, obmyli. Położyli na inne łóżko. Po kilku minutach maleńka umyta i pomierzona wróciła do mnie. Leżałyśmy tak 2 godziny. Później mogłam się umyć i przeszłam na oddział. Była ze mną już siostra. Byłam bardzo zmęczona. Przyjechał Adam. Dumny że jest już tatusiem. Niestety nie zobaczył swojej córeczki. Przespałam całą noc. Z przerwami, ale przespałam. Rano umyłam się i poszłam po swojego skarbeńka. Taka słodziutka. Nie wiedziałam co robić. Czy ją nakarmić, czy przewinąć, czy przytulić. Na sali byłam z dwiema dziewczynami. Bardzo mi pomogły. Więcej niż położne, ale to może dlatego że o pomoc położnych nie prosiłam.
Wyniki malutkiej zawsze były dobre. Wróciłyśmy do domu 18-ego. Powoli się poznajemy. Dogadujemy się coraz lepiej.
Tatuś spisuje się na medal, karmi, tuli, kołysze, usypia, pomaga w przewijaniu. Myję ją z mamą, boi się wody. Bardzo płacze, ale jak cudownie przytulić się później do takiego malutkiego pachnidełka ;D
Wcina 30-90 ml. mleka, w zależności od tego ile śpi. Gdy nie zdążę odciągnąć, daję jej mleko modyfikowane. Niestety nie chce ssać cyca, staram się ją przystawiać, ale strasznie się denerwuje, wypluwa i płacze. Żal mi wtedy jej bardzo i karmię butelką. Laktator ze względu na brak czasu kupiłam w aptece. Najtańszy ręczny za 40 zł. Trochę trzeba się napracować, ale dla małej wszystko !
Uwielbiam na nią patrzeć.
Co do porodu, to nie miałam żadnego nacięcia ani sama nie popękałam. Zero szwów. Ból czuję. Jakbym odcisnęła sobie całą cipkę. Coś takiego odczuwałam po długiej jeździe rowerem z moim najtwardszym w świecie siodełkiem. Poza tym nic już nie czuję. Z dnia na dzień jest coraz lepiej.
Bardzo dziękuję wszystkim za te miłe słowa, niestety nie mam czasu wszystkiego komentować.
Pamiętam bóle przedporodowe... urodziłam siłami natury :)
OdpowiedzUsuńCzując właśnie te bóle mowiłam że podziwiam matki rodzące naturalnie, a teraz szok... sama to przeszłam !
UsuńO matko, czytam o porodach i nie wiem jak ja to przeżyję!
OdpowiedzUsuńDasz rade :) gdy zobaczysz dziecko zapomnisz od razu o całym bólu jaki przeżyłaś :)
UsuńBardzo fajnie piszesz, ja już po 30stce, dzieci nie mam, także będę się inspirować Tobą nie raz :) Fajnie, ze i tatuś się spisuje, a Tobie należy sie medal :*
OdpowiedzUsuńJeżeli możesz to naprawdę staraj się o dziecko. To największe szczęście jakie może przytrafić się kobiecie. Nigdy tak o tym nie myślałam, ale teraz nie wyobrażam sobie że mogłoby jej nie być, mimo iż jestem młoda i wiele osób mówiło że powinnam się jeszcze bawić i korzystać z życia, ja cieszę się że stało się tak jak się stało ;)
UsuńWitaj na świecie mała perełko!!! :)
OdpowiedzUsuńDopiero po porodzie zdałam sobie sprawę jaka siła tkwi w kobiecie!
Buziaki dla Ciebie i Kruszynki :)
Polecam smoczek habermana z mustelli,trochę kosztuje,ale tak nasza leniwa córcia nauczyła się ssac. jak chcesz karmić piersią a dajesz zwykła butelkę z której leci mleko bez wysiłku,to możesz mieć problem,bo dziecko cwane jest :-)gratulacje :-)
OdpowiedzUsuńEeee medeli :-P
OdpowiedzUsuńMustella to kremy przecież :-P
O reeety aż się zmęczyłam czytając opis Twojego porodu :P Cieszę się, że już po i że możecie cieszyć się sobą do woli :)
OdpowiedzUsuńWszystkiego dobrego dla Was :*
Gratulacje!!!:))
OdpowiedzUsuńDziękuję ;)
UsuńSuper, że udało się bez nacięcia. Słyszałam, że gojenie jest dla kobiet bardzo nieprzyjemne i uciążliwe. Śliczne imię ma Twoja córeczka ;)- moja imenniczka.
OdpowiedzUsuń