piątek, 10 października 2014

Nowe nadzieje

         Nie wytrzymałam. Płacząc dzwoniłam. W końcu odebrał. Usłyszał że coś jest nie tak. Powiedział ze jest jakies 100 km. od domu i ze zaraz bedzie wracał prosto do mnie. Pojawił się po 22.  Jak gdyby nigdy nic otworzyłam mu drzwi i znów położyłam się do łóżka. Gdy się wykąpał odgrzałam mu jedzenie i powoli zaczęłam pytać. Widzę jego zmęczenie gdy do mnie wraca i wtedy tak bardzo mięknie mi serce. Kocham go ponad życie i nie potrafię nad tym zapanować. Gdy słyszę jego różne słowa o tym jak jest mu ciężko i jak bardzo marzy o tym żeby wszystko się skończyło i miał już upragniony spokój robi mi się go naprawdę żal. Może przesadzam z tym wszystkim. W końcu robi to wszystko dla nas, dla mnie i maluszka, żebyśmy nie mieli żadnych problemów później. Zeby wszystkie jego sprawy się zakończyły i abyśmy mogli żyć spokojnie. Widzę czasami jego łzy, odwraca wtedy głowę ale dotykając jego twarzy czuję jak spływają mu po policzku. Wtedy wierzę we wszystko.
            Mówiłam mu o pracy i o tym że potrzebuję go tu w domu, oraz że boję się że poźniej dziecko nie będzie go wgl. poznawało, widząc go raz na kilka dni. Odpowiada na to że jak na razie przez jakiś jeszcze czas musi tak być, że wszystko zbliża się ku końcowi, ale z każdym dniem jest coraz ciężej, jest coraz bardziej wyczerpany. Twierdzi że tak zarobi więcej niż w normalnej pracy i jeżeli chemy coś mieć to nie może iść pracować za 2000 zl. Martwi mnie czy kiedykolwiek będzie chciał legalnie pracować.
           Powtarzam mu o zbliżającej się zimie. Potrzebie kupna węgla i masy rzeczy dla dzidziusia, oraz o jakimś dokładaniu się do budżetu domowego. Myślę że zdaje sobie z tego sprawę.
           Postanowiłam dać mu jeszcze szanse na poprawę. Nie chcę przekreślać tego wszystkiego co nas łączy. Wczoraj był bardzo czuły. Został cały dzień. Kochaliśmy się 2 razy. Doglądał cały czas brzuszka. Cieszył się że jest juz taki duży i wyczekiwał jakiś lekkich kopnięć. Bardzo mu się podoba gdy czuje ruchy maluszka. Ciągle powtarzał że mnie bardzo kocha. Kolega miał mu przywieźć auto, więc wiadome było że bd go odwoził gdzieś itp. prawdę mówiąc nie myślałam że wróci. Juz tyle razy obiecywał a go nie było, że nie liczyłam na nic.  Wyjechał po 22, wrócił ok 2 w nocy. Nie chciał spać bo mówił że rano musi wcześnie wstać, a zanim się wykąpał i zanim coś zjedliśmy (bo oczywiście dzidek domaga się najwięcej jedzenia w nocy) to było już po 3 i nie opłacało się nam. Coś tam pogrzebał przy swoich sprzętach i w końcu doczekałam się prawdziwych przytulasków, na których oczywiście się nie skończyło. Kochaliśmy się 3 razy. Dosyć czule jak na ostatnie czasy. Z racji starego bloga powinnam wszystko dokładnie opisać, ale nie wiem czy kogokolwiek to jeszcze interesuje. Pozwoliłam mu wyjść po wcześniejszym przygotowaniu mi pysznej herbatki. ;) Zaczekał aż wypiję, poprzytulał mnie jeszcze troszkę i ruszył w swoją drogę.  Jego planem było przyjechać po południu po łóżeczko żeby je przygotować do malowania, ale coś go nie ma, więc pewnie juz nie przyjedzie. Może nie ma czym, bo jego samochód jest  w totalnej rozsypce i przyjeżdza tylko jakimiś pożyczonymi. Jeszcze nie dzwonił. Mam nadzieję że do godz. 21 to zrobi, bo jeśli nie to chyba nie dotarło że potrzebuję więcej jego uwagi.
            Na bieżąco będę zdawał wszelkie relacje.
Pozdrawiam i trzymajcie kciuki aby było lepiej :)

1 komentarz:

  1. Szkoda, że jak ktoś myśli cipą a nie głową, to potem inne osoby, ciężko harujące muszą takie pasożyty utrzymywać wiele lat.
    Zamiast podejścia Dody ("Bo bzykać mi się chciało!") było albo zająć się nauką i robić coś pożytecznego albo chociaż wraz ze swoją patologicznym księciem zainwestować w gumki.

    OdpowiedzUsuń